W szpitalu byłem od 1.11.2012 r. do 20.12.2012 r.. 1 listopada ponownie wezwano do mnie karetkę pogotowia. Tym razem zabrano mnie do szpitala w Olecku. Do wieczora byłem przytomny – choć tego nie pamiętam. Niestety, wieczorem – tego dnia – straciłem przytomność. Trzeba było mnie podłączyć do respiratora. Gdyby stało się to w domu – mogłoby być ze mną źle.
Przez cały czas – na zmianę – czuwali brat i siostra. Cały czas siostra prosiła lekarzy, by ratowali mnie. Następnego dnia – 2.11.2012 r. – przewieziono mnie nieprzytomnego helikopterem do szpitala PRO-MEDICA w Ełku na Barankach na oddział intensywnej terapii (OIOM), gdzie podłączono mnie do respiratora. Stwierdzono tam także, że mam obustronne zapalenie płuc.
Nieprzytomny byłem około tygodnia. Po jakimś czasie powoli zacząłem odzyskiwać przytomność. Zacząłem wracać do życia. Od 31 października do chwili wybudzenia się nic nie pamiętam. To, co wiem o tych dniach, wiem od siostry, od rodziny.
Po kilkunastu dniach pobytu w szpitalu na OIOM-ie lekarze stwierdzili, że można spróbować odłączyć mnie od respiratora. Bez respiratora oddychałem tylko kilka godzin – od godz. 8 do około 17. Około godziny 17 ponownie zaintubowano mnie. Lekarze stwierdzili, że jednak muszę być na stałe podłączony do respiratora, że muszą wstawić mi do tchawicy rurkę tracheotomijną.
Ja mogłem się zgodzić lub nie. Mogłem czekać na śmierć lub żyć. Wybrałem życie. Przeprowadzono zabieg wstawienia rurki tracheotomijnej. Po odzyskaniu przytomności już nie miałem w ustach rurki intubacyjnej, za to miałem rurkę w szyi. Szyja była obłożona lodem, by zatamować krwawienie. W kroplówce podawano leki przeciwbólowe. W efekcie przeprowadzonego zabiegu odzyskałem możliwość mówienia. Mogłem w końcu komunikować się z otoczeniem, co prawda szeptem, ale to już i tak dobrze.
Na OIOM-ie w szpitalu leżałem ponad miesiąc – od 02.11.2012 r.. do 6.12.2012 r.. Rodzina nie zastanawiała się nad tym, co będzie dalej ze mną. Postanowili, że wracam do domu, że moje miejsce jest w domu razem z nimi. W związku z tym w mieszkaniu trzeba było przeprowadzić mały remont, dostosować je trochę do nowych wymogów i z tego względu mój pobyt w szpitalu przedłużał się. Dlatego też przeniesiono mnie na odział opiekuńczo-leczniczy w tym samym szpitalu. Przebywałem na nim do 20.12.2012 r. – tego dnia wróciłem do domu.
W międzyczasie siostra uaktualniła mój wniosek do PCPR na zakup elektrycznego wózka inwalidzkiego. Najważniejsze w tym – musieliśmy wybrać odpowiedni wózek, który byłby dostosowany do nowych warunków, tzn. taki, którym mógłbym bez problemów poruszać się po mieszkaniu i w terenie (miałem złożony wniosek na wózek, którym na pewno sprawowałby się dobrze w terenie, ale już w mieszkaniu niekoniecznie – duży promień skrętu i za szeroki).
Leżąc na OIMO-ie siostra i brat odwiedzali mnie codziennie. Po przeniesieniu mnie na oddział opiekuńczo-leczniczy doszły jeszcze kontakty telefoniczne. Prócz odwiedzin, codziennie wieczorem siostra dzwoniła do mnie. Jak porozumiewaliśmy się? Ona mówiła. Zadawała pytania, na które odpowiadałem. Jeżeli tak – to dwa kliknięcia. Jeżeli nie – jedno, a jeżeli nie wiem – to trzy kliknięcia. Najczęściej opowiadała co słychać w domu, w pracy i jaki jest postęp remontu.
Pragnę w tym miejscu podziękować lekarzom i personelowi medycznemu obu oddziałów za wspaniałą opiekę, za to, że uratowali mi życie, że dziś żyję „normalnie”, że mogę napisać te słowa.
W domu przechodziłem pod opiekę Hospicjum Domowego Caritasu w Olsztynie. To oni wypożyczyli mi respirator przenośny – zasilany także z akumulatora, ssak do odsysania wydzieliny. To Hospicjum zaopatruje mnie w cewniki i rurki tracheostomijne. Wiązało się to wypełnianiem i podpisywaniem różnych dokumentów. W tym bardzo pomocny był ordynator OIOM-u. Siostra podpisała odpowiednie umowy. Prócz sprzętu Hospicjum zapewnia pielęgniarkę 2 razy w tygodniu na 2 godziny, raz w tygodniu wizytę lekarza oraz 2 razy w tygodniu wizytę rehabilitanta.
20 grudnia 2012 r. wróciłem nareszcie do domu.